Umiarkowana cena, nie za duża moc silnika oraz wspólny mianownik w postaci Renault nie odstraszają potencjalnych klientów od chęci zakupu Alpine A110. Oto kilka powodów, dlaczego tak jest.
Powód wydaje się trywialnie prosty. Masz Ferrari 250GTO. Posiadasz Porsche 911 po terapii Singera. Aż tu nagle pojawia się napędzana silnikiem z Renault Megane, Alpine A110 za niespełna ćwierć miliona złotych. Skoro praktycznie jest to Renault i kosztuje taką kwotę, oznacza to jedno – musisz je mieć. Nawet jeśli nikt się nigdy nie spodziewał, że Twoja noga kiedykolwiek stanie za progiem salonu Renault.
Ponoć tak to właśnie działa w przypadku 110tki. Na czym jednak polega fenomen tego samochodu? Raczej próżno szukać analogii – ludzie myśląc o kolejnym, o nieco bardziej unikatowym aucie nie ustawiają się bowiem w kolejce za np. Porsche Caymanem. Chyba jedyny taki przypadek, o którym powszechnie wiadomo, że miał miejsce to Alfa Romeo 4C, którą zaraz po zakupie i pierwszej jeździe wielu ludzi schowało pod kocyk w swoim ogrzewanym garażu.
W przypadku Alpine A110 chęć do zakupu potęguje jednak jedna rzecz – pragnienie by tym autem jeździć i wyróżniać się w tłumie. Zarówno na torze jak i podczas wyjazdu po przysłowiowe bułki do osiedlowego sklepu.
Dlaczego A110 zdobywa serca wielu, podczas gdy w podobnej cenie można zakupić Alfę 4C czy Lotusa Elise, Exige? Marki, które stoją za tymi autami też są przecież legendami ze sporym dziedzictwem. Kosztują podobnie.
Na pewno nie bez znaczenia jest wygląd pojazdu, aczkolwiek nie wiem czy tak mocne nawiązywanie do klasycznej linii 110tki było tutaj wskazane. Wyszło troszkę zbyt retro. Performance? Auto dysponuje mocą 250 koni, a pierwszą setkę pokonuje w 4,5 sekundy, co dla wielu może być w miarę mocnym argumentem, decydującym o zakupie. Zwłaszcza, jeśli moc ta została zamknięta w aucie o 300kg lżejszym od dawcy (Renault Megane Sport). Wedle doniesień, największym atutem Alpine jest ponoć przyjemność z prowadzenia pojazdu oraz jakość jazdy.
Wszystko za sprawą tego, jak Renault zamieniło redukcję wagi pojazdu w konkretną korzyść. Osoby mające przyjemność prowadzić samochód dosyć jasno wypowiadały się na temat właściwości prowadzenia pojazdu. Czuć, że auto jest lekkie i bezpośrednio przekłada się to na komfort za kółkiem. 300kg mniej nie jest tylko chłodnym chwytem marketingowym, który umieszczono w karcie technicznej pojazdu. Alpine tym samym uwydatniło zalety płynące z lekkiej konstrukcji oraz z zastosowania nieco mniejszych kół. Doskonale odelżono samochód w newralgicznych punktach.
Dzięki takim zabiegom auto po prostu płynie po drodze, która nie musi być wcale piękna, prosta i gładka. W sumie nikogo nie powinno to dziwić w sportowym aucie, aczkolwiek obecne trendy przyzwyczaiły nas do tego, że “samochód sportowy” kojarzy nam się ze skręconym gwintem i srogą glebą, nisko-profilową oponą oraz pokaźną felgą.
Za sprawą stosunkowo małych kół oraz niskiej wagi A110 nie potrzebuje tony wygłuszenia by uczynić to auto przyjemnym do jazdy. Uszczypliwi będą szydzić z faktu, że części zamienne to po prostu Renault, tak samo, że niektóre plastiki we wnętrzu pojazdu są średniej jakości. Cóż, to są fakty, z którymi nikt nie będzie dyskutować.
Jednak z drugiej strony tam, gdzie ma to znaczenie, zadbano by wsiadając do Alpine poczuć się wyjątkowo. Elementy wnętrza, z którymi obcujesz w 100% są naprawdę dobrze ogarnięte: kierownica, pedały, pasy bezpieczeństwa, czy chociażby fotele.
A jeśli ktoś przyczepi się do tego auta i powie Ci, że Cayman jest lepiej wykonany – przyznaj mu rację. Pamiętaj jednak, że waży ćwierć tony więcej. Nie jest to co prawda fura “na każdą kieszeń” . Jednak na pewno dla co niektórych powinna stanowić łakomy kąsek i swoistą ciekawostkę. Alpine A110.